Olga
Supryn klasa IID
Praca wyróżniona w konkursie pt.
„Tylko prawda jest ciekawa”
temat: „Opowiem ci o Komandorze”
Pewnego dnia, jak co tydzień wnuki
poprosiły mnie o opowiedzenie im
jakiejś ciekawej historii.
-Dziadku,
opowiedz nam coś o czasach, gdy byłeś mały!
-A o czym
chcecie posłuchać?- spytałem.
-O kimś, kto
znacząco zasłużył się dla Polski.
-I miał
niezwykłe życie...
-I został
bohaterem!
-W takim razie
posłuchajcie opowieści o Komandorze Stanisławie Mieszkowskim.
I wtedy
zacząłem opowiadać...
Komandor Stanisław Mieszkowski urodził się
17 czerwca 1903 roku w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie chodził do gimnazjum.
Później uczył się w Pabianicach, był także harcerzem, czego dowiedziałem się od
niego, gdy przeniósł się do Gimnazjum im. Hetmana Stanisława Żółkiewskiego w
Siedlcach. Ja też tam uczęszczałem, do starszej o rok klasy, a dzięki
przypadkowi poznaliśmy się i zostaliśmy przyjaciółmi. Jednak w 1919 roku
rozpoczęła się wojna polsko-bolszewicka. Obaj wstąpiliśmy ochotniczo w szeregi
Wojska Polskiego, aby walczyć o wolność Polski
-naszej
umiłowanej ojczyzny. Zostaliśmy przydzieleni razem do jednostki piechoty, skąd
trafiliśmy na front czeski w skład 22 Pułku Piechoty,
a przeżycia
wojenne scementowały naszą przyjaźń. Szczęśliwie udało nam się wyjść bez
uszczerbku z walk, lecz po zakończeniu działań wojennych nasze drogi się
rozeszły. On wrócił do Siedlec, a ja wyjechałem do Warszawy.
Pisaliśmy jednak do siebie listy, z
których dowiedziałem się, że w 1923 roku zdał maturę w Siedlcach i wkrótce po
tym wstąpił na Kurs Unitarny Piechoty w Warszawie. Przerwał jednak szkolenie i
zdał egzamin konkursowy do Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej w Toruniu, a w
1927 zakończył naukę i otrzymał promocje oficerską w Korpusie Morskim. Jakaż
duma emanowała z jego listów do mnie! Jednak nie zakończył jeszcze wtedy
edukacji, ponieważ został również absolwentem szkoły oficerów artylerii
morskiej "Ecole des officers canonniers" w Tulonie we Francji, którą
ukończył w 1930. Podziwiałem jego wolę nauki, ale sam niestety nie ukończyłem
żadnej szkoły wojskowej.
W tym czasie urwał się nasz kontakt,
ponieważ przeprowadziłem się do małej wsi pod Warszawą. Od przyjaciół
przebywających w Gdańsku dowiedziałem się, że Stanisław odbywał służbę (jako
oficer) na różnych statkach, a w 1933 został nawet I oficerem artylerii
niszczyciela ORP Burza.
Nasze kolejne spotkanie nastąpiło w
Warszawie. Na początku Stanisław nie wiedział z kim rozmawia -nie widzieliśmy
się przecież przez kilka lat, jednak ja
rozpoznałem go od razu. W trakcie rozmowy powiedział mi, że pracuje w
Kierownictwie Marynarki Wojennej i zajmuje tam etat kierownika Referatu Broni
Szefostwa Artylerii i Służby Uzbrojenia. Obiecałem, że niedługo go odwiedzę,
jednak z powodów rodzinnych (moja mama a wasza prababcia Aniela ciężko
zachorowała) zrobiłem to dopiero w 1936. Mój przyjaciel był już wtedy oficerem
artylerii w Dowództwie Floty, a w niedługim czasie po moim przyjeździe do
niego, do Gdyni, wyjechał do Francji, aby nadzorować budowę stawiacza min ORP
"Gryf" w Hawrze. Z kolei rok później został I oficerem artylerii w
pierwszych załogach niszczycieli OORP "Grom" i "Błyskawica"
oraz dowódcą Oddziału Podchorążych Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej. O
jego dalszych losach dowiadywałem się już z listów.
Kiedy pierwszego września 1939 roku
usłyszałem w radiu, że Niemcy zaatakowali Polskę, nie mogłem w to uwierzyć.
Mimo że wiele symptomów wskazywało na to, że konflikt wkrótce wybuchnie, nie
spodziewaliśmy się ataku obydwu sąsiadów. Liczyliśmy na to, że zdążymy lepiej
przygotować się do odparcia agresji. Wierzyliśmy w to, że sojusznicy nam
pomogą, jednak z upływem dni ta wiara malała, aż w końcu zgasła całkowicie.
Druga
wojna światowa rozpoczęła się natarciem na polskie Wybrzeże, gdzie Stanisław
Mieszkowski zasłynął jako nadzwyczajny dowódca, broniący ojczyzny. Opiekował
się swoimi podwładnymi najlepiej jak umiał. Był niezwykle walecznym i rozsądnym
żołnierzem. Potrafił jednak sprawić, że marynarze poszliby za nim w ogień. Był
niezwykle skuteczny i opierał się siłom wroga przez długi czas. Niestety wobec przeważających wojsk nieprzyjaciela
jego jednostka była zmuszona się poddać. Jednak po kapitulacji Półwyspu Helskiego
dostał się do niewoli niemieckiej, o czym doniosła mi ciotka z Gdyni.
Czasy wojny były bardzo ciężkie. Nie
ruszyłem na front z powodu płonicy, na którą zachorowałem dwa dni przed
wybuchem wojny. Jednak już kilka tygodni
później, już pod okupacją niemiecką roznosiłem w Warszawie ulotki polskiego
podziemia otrzymane od jednego z członków AK. Chciałem przynajmniej w ten
sposób pomóc Polsce w oswobodzeniu się z niewoli. W tym samym czasie mój
najbliższy przyjaciel, Mieszkowski znajdował się w oflagach, a w trakcie
przebywania w nich wykładał artylerię i język rosyjski. Podtrzymywał ducha
wśród żołnierzy i
troszczył się o słabszych. Starał
się pomagać w czym tylko mógł i był wzorem dla reszty jeńców. Zarażał
wszystkich wiarą, że wojna wkrótce się skończy i wszyscy wrócą do domu, do
swoich rodzin i będą mogli pracować na rzecz wolnej i niepodległej Polski.
W 1945 roku po wielu trudach i walkach
zakończyła się II wojna światowa, z której większość naszej rodziny (w tym ja
sam) uszła cało. W tym samym roku, po wyjściu z oflagu Mieszkowski zdecydował
się powrócić na Wybrzeże, gdzie między innymi organizował Oficerską Szkołę
Marynarki Wojennej w Gdyni. Co jakiś czas miałem okazję przeczytać jeden z jego
licznych artykułów o siłach morskich w takich pismach jak Bellona, Marynarz
Polski, Polska Zbrojna, czy Przegląd Morski. W latach 1947-1949 ponadto pełnił
funkcję Szefa Sztabu Głównego Marynarki Wojennej.
Pewnie moje życie toczyłoby się dawnym,
przedwojennym trybem -mimo wielu zmian jakie zaszły, starałem się żyć
normalnie- gdyby nie to, że 20
października 1950 otrzymałem tragiczną wiadomość: mój przyjaciel został
aresztowany przez funkcjonariuszy Głównego Zarządu Informacji MON. Mimo starań
o uwolnienie, Komandor został udręczony w dwa lata trwającym brutalnym
śledztwie, a 21 lipca 1952 skazany przez Najwyższy Sąd Wojskowy na karę śmierci
pod fałszywymi zarzutami działalności szpiegowskiej. Wraz z nim ukarani zostali
w tym samym procesie: kmdr por. Robert Kasperski, kmdr por. Zbigniew
Przybyszewski, kmdr Jerzy Staniewicz, i Marian Wojcieszek. Wyrok wykonano w
Więzieniu Mokotowskim w Warszawie 16 grudnia 1952. Był to bardzo smutny dzień w
moim życiu, ponieważ tragicznie zginął mój najbliższy przyjaciel; byłem
pogrążony w rozpaczy po jego śmierci. Niestety, nie poznałem (tak jak i inni)
prawdziwego miejsca jego pochówku. Aby się pomodlić w jego intencji
przychodziłem na symboliczny grób na
Powązkach w Kwaterze „Na łączce”.
Cztery lata później jego postać została
zrehabilitowana- decyzją z 24 kwietnia Naczelny Sąd Wojskowy wznowił
postępowanie i uchylił wyrok z 1952, stwierdzając całkowitą niewinność
skazanych. Naród polski nie zapomniał o jego bohaterstwie- w 1984 poświęcono
tablicę jego pamięci w kościele św. Michała Archanioła w Gdyni-Oksywiu. W 2003
imieniem Komandora nazwano skwer w Kołobrzegu, a w 2007 odsłonięto tam także
jego pomnik, autorstwa rzeźbiarza Romualda Wiśniewskiego. Otrzymał również wiele orderów i medali, niektóre już
pośmiertnie, m. in. Order Krzyża Grunwaldu III klasy, Srebrny Krzyż Zasługi,
Medal Zwycięstwa i Wolności oraz Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.
Bardzo cieszą mnie te dowody pamięci i uznania dla mojego przyjaciela, który
dokonał wiele dla Polski.
Niezwykła opowieść spodobała się moim wnukom,
bardzo zainteresowanym losami Komandora i sytuacją w Polsce za jego życia. Mam
nadzieję, że pamięć o Komandorze Stanisławie Mieszkowskim, jako wielkim
protagoniście polskim przetrwa próbę czasu, tak aby przyszłe pokolenia także
usłyszały o nim i jego dokonaniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz